Czy jest coś, czym można pochwalić się, mówiąc multimediach albo o branży multimedialnej? Oj, jest. I to na pewno nie jedna rzecz czy nie jeden aspekt. Niektórzy na przykład chwalą się tym, że znają aktorów, cele brytów, dziennikarzy, reżyserów, operatorów, dźwiękowców, prezenterów – czyli ogólnie: ludzi mediów. Inni z kolei skupią się na podkreślaniu tego, że są właścicielami najnowocześniejszych laptopów, notebooków, netbooków, smartfonów, tabletów, iPadów i wszelkich innego typu nowinek technologicznych umożliwiających stały kontakt ze światem multimediów. Tyle teraz tego wszystkiego pojawia się nie tylko w standardowych sklepach (czyli tych rzeczywistych, osadzonych w konkretnych miejscach, zbudowanych ze standardowych materiałów budowlanych), ale też w Internecie, że naprawdę można przebierać nie tylko w firmach, modelach i producentach, ale nawet we wzorach, kolorach. Chyba zatem nic dziwnego w tym, że przy takim zasypie nowinek technologicznych, każdy chce pochwalić się tym, co sam nabył i skonfrontować to z tym, czego posiadaczami są inni. I czasem to „chwalenie się” motywowane jest podbudowywaniem własnego ego, a czasem po prostu chęcią porównania, weryfikacji, zestawienia, sprawdzenia parametrów, zweryfikowania danych, modeli, typów. Czasem zaś wychodzi po prostu przez przypadek, zupełnie niezamierzenie.
Też się pochwalę

